Ciężki żywot krawężnika

Styl amerykańskich seriali policyjnych z lat osiemdziesiątych jest nie do podrobienia i każdy, kto oglądał je w tamtym okresie, z pewnością wie, o czym piszę. "Beat Cop" zabiera nas właśnie w
Ciężki żywot krawężnika - recenzja "Beat Cop"
Styl amerykańskich seriali policyjnych z lat osiemdziesiątych jest nie do podrobienia i każdy, kto oglądał je w tamtym okresie, z pewnością wie, o czym piszę. Pewien klimat, stylistyka oraz tematyka są już nie do podrobienia na telewizyjnym ekranie. "Beat Cop" zabiera nas właśnie w takie realia i pod tym kątem robi to dobrze.



Detektyw Jack Kelly nie miał szczęścia tej nocy. Wezwanie z centrali do trwającego właśnie włamania skończyło się wymianą ognia. Włamywacz zginął, ale co gorsza z sejfu zniknęły też diamenty. Na domiar złego okazało się, że nigdzie ich nie można znaleźć, a były one własnością wpływowego senatora. Podejrzenia szybko padły na Kelly’ego, ale z braku dowodów jedyne, co uczyniono, to degradacja detektywa do roli zwykłego "krawężnika" i kontynuacja śledztwa. Jack wraca na ulicę z bloczkiem mandatowym i mocnym postanowieniem oczyszczenia swojego dobrego imienia. Na to ma niestety niecały miesiąc. Strasznie mało czasu, jeśli przy tym wszystkim masz na głowie patrolowanie swojego rewiru.



Pomysł na scenariusz jest doprawdy przedni i utrzymany w konwencji rzeczonych seriali policyjnych. Z zapałem zabieramy się do pracy, a szybko okazuje się, że cała intryga może być o wiele głębsza niż nam się początkowo wydaje.

Pierwsze wrażenie obcowania z "Beat Cop" jest jak najbardziej pozytywne. Naszym teatrem działań staje się ulica, którą musimy patrolować. Nie omija nas codzienna rutyna – sprawdzanie parkomatów i wlepianie mandatów za nieprawidłowe parkowanie, okazjonalne ściganie drobnych przestępców, wezwania na miejsca zbrodni… Do tego szybko pojawia się możliwość dorobienia sobie do pensji i budowanie "reputacji" wśród włoskiej mafii, albo w gangu czarnoskórych. Na brak pracy nie można narzekać. W pewnym momencie jest jej na tyle dużo, że musimy się decydować, którą z aktywności odpuścimy.



Prawie każdego dnia czekają na nas także różne nietypowe wyzwania. Jednym razem poszukujemy podejrzanego osobnika, innym razem próbujemy wyśledzić skradziony… dziecięcy rowerek. Nie zabraknie też realizacji dziwnego zamówienia w cukierni, a także konfrontacji z plagą insektów. Twórcy pod tym kątem wykazali się niemałą pomysłowością.

Gorzej, że po kilku godzinach gry zaczyna nas dopadać rutyna. Codziennie musimy wystawić określoną liczbę mandatów za różne wykroczenia, bronić ścian przed atakiem wandali-graficiarzy lub też odbębnić patrol z jednego końca rewiru na drugi. Nawet oryginalne w swym założeniu misje fabularne zaczynają sprowadzać się do pójścia do wyznaczonego punktu i przeprowadzenia kilku rozmów. Co gorsza, główny wątek skradzionych diamentów toczy się na dalszym planie i wcale nie jest angażujący.



Swoboda w grze jest dość iluzoryczna. Teoretycznie możemy ją przejść kilka razy, decydując się na zaangażowanie w sprawy mafii gangu, lub starając się pozostać czystym gliną, ale szczerze mówiąc, codzienna rutyna i ustalony scenariusz każdego dnia powoduje, że nie czujemy motywacji do kolejnych posiedzeń przy grze.

Warto też wspomnieć, że humor pojawiający się w "Beat Cop" jest raczej z gatunku tych bardziej siermiężnych i mało wyszukanych. Choć trafiają się tu perełki i pewne nawiązania do popularnych dzieł popkultury, to musicie być jednak przygotowani na sporą dawkę dowcipu fekalno-seksualnego. Czy przypadnie on Wam do gustu, to już kwestia osobistych preferencji.



To, co zasługuje na mocną pochwałę, to wspaniała pikselartowa oprawa graficzna. Duża liczba detali oddana za pomocą retro obrazów jest ucztą dla oczu. Chciałbym tak samo pozytywnie wypowiedzieć się na temat utrzymanej w klimacie oprawy muzycznej, jednak z bliżej niezrozumiałych powodów utwory towarzyszą nam bardzo sporadycznie, głównie podczas porannego wprowadzenia i w menu głównym.

Grę trapi też trochę problemów technicznych. Niektórych zadań nie da się zaliczyć ze względu na błędy w samej grze. Niekiedy też zdarzają się takie sytuacje, że osobnik, którego mamy ścigać, pojawia się zaraz przy końcu rewiru i jego dogonienie jest po prostu niemożliwe. Podobno też niektórzy mieli problem z ukończeniem głównego wątku fabularnego, ale mnie się to nie przytrafiło.



"Beat Cop" to tytuł, który w pewnym momencie warto sprawdzić i potraktować go jako przerywnik pomiędzy innymi grami. Sugeruję jednak wstrzymać się z zakupem do czasu doszlifowania niektórych aspektów rozgrywki oraz usunięcia największych niedoróbek technicznych. A gdyby tak wykorzystać podstawowy koncept gry i zrobić przygotówkę w stylu starych "Police Questów"? To pomysł na następną produkcję dla studia Pixel Crow.
1 10
Moja ocena:
6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones